czwartek, 26 stycznia 2012

Nauka angielskiego - mój pomysł (?)

Miałem dokończyć wątek z ostatniego posta, to dokańczam. Znak zapytania w tytule wziął się stąd, że nie uważam mojego pomysłu za wyjątkowo odkrywczy. Nie widziałem, żeby ktoś go gdzieś opisał i był on nazwany jego metodą, tak jak np. metoda Callana. Bo to co mam na myśli nie może zostać nazwane metodą ani sposobem. Jest to pewien sposób myślenia, podejście do nauki języka obcego. 

O co chodzi?

Ucząc się języka obcego, ludzie stawiają sobie różne cele. Jedni chcą po prostu zdawać z klasy do klasy, inni chcą umieć się dogadać z obcokrajowcami, a jeszcze inni - Ci najbardziej szaleni - chcą się nauczyć, bo języki obce to ich pasja. Według mnie, celem nauki języka obcego jest umiejętność myślenia w tym języku. Wszystko inne przychodzi przy okazji. Kiedy nauczymy się myśleć w tym języku, wtedy staniemy się dwujęzyczni. 

Metody i sposoby

Uważam, że shadowing, czy nauka metodą Callana, albo nauka słówek za pomocą fiszek to są metody uzupełniające się. Owszem, pożyteczne, ale nie do zastosowania osobno. Bo pożądany efekt jest możliwy tylko przy ich połączeniu. Żeby nauka języka była skuteczna, musimy wpleść go w nasze życie. Używać go przy jak największej ilości czynności i przez jak najdłuższy czas. Musimy czytać w tym języku, oglądać telewizję, przestawić sobie język w systemie operacyjnym i programach na ten, którego się uczymy. Oczywiście menu w naszej komórce także ma być w tym języku. Zdaję sobie sprawę, że ucząc się chińskiego byłoby to bardzo kłopotliwe, ale postępowanie, które proponuje dostępne jest dla tych, którzy mają już solidne podstawy.

Czy to możliwe?

Myślę, że jest to możliwe i jeszcze raz zaznaczę, że zdaję sobie sprawę z faktu, że nie jestem w tej dziedzinie odkrywcą. Sądzę po prostu, że jest to najlepsza strategia nauki języków. Kiedyś nawet przyłapałem się czymś, co może mnie nie oświeciło, ale dało do myślenia. Byłem z ojcem na wyjeździe w ukraińskich górach. Byliśmy tylko dwaj. Z Ukraińcami porozumiewaliśmy się czasami po polsku, ale częściej po rosyjsku. Miałem wtedy za sobą już kilka lat nauki tego języka, więc jakoś dukałem. Po jakichś 10 dniach przyłapałem się na tym, że chciałem się odezwać do ojca po rosyjsku! Nie odezwałem się, ale poczułem się dziwnie. To było coś. Wystarczyło, że przebywałem tak krótko za granicą i mój mózg zaczął się przestawiać. Nie miałem gorączki, nie byłem skrajnie wyczerpany, a z ojcem rozmawialiśmy przecież po polsku!

Wynika z tego przynajmniej jedno. Jeśli nie możemy wyjechać za granicę, żeby tam uczyć się języka, to sprawmy, żeby zagranica przyjechała do nas :) Tak jest, musimy się otoczyć tym językiem i dać mu się pochłonąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz